sobota, 27 czerwca 2015

Silnik ferrari hamulce z roweru

Tak obrazowo można ująć problem - mózg, którego możliwości intelektualne są przeważnie powyżej przeciętnej, przy jednocześnie znacznie zaniżonych zdolnościach kontroli emocji i uwagi. Tak jak napisałam w poprzednim poście zaburzenie wynika z przyczyn biologicznych  - ważne obszary mózgu mają zbyt malo przekaźników, są również mniejsze i wolniej się rozwijają niż powinny. Dlatego regułą jest, że dzieci cierpiące z powodu adhd, czy innych zaburzeń uwagi, mimo tego że intelektualnie są bardzo rozwinięte, emocjonalnie są średnio 3 lata za rówieśnikami. Kto ma takie dziecko z pewnością teraz pokiwa głową :)
Ja też to widziałam - pamiętam, że już przy pierwszych próbach szukania pomocy, kiedy opowiadałam co jest nie tak mówiłam, że on sprawia wrażenie takiego rozwiniętego, mądrego, dojrzałego jeśli się go słucha, ale społecznie zachowuje się, jakby był dużo młodszy.
Objawy trudno jednak generalizować - u każdego dziecka może to wyglądać inaczej, może to się również zmieniać z wiekiem (na szczęście albo i nie).
W początkowym okresie na pierwszy plan wysuwa się impulsywność.
To co u nas było szczególnie dokuczliwe to całkowita nieakceptacja konkurencji. Dopóki na scenie był Addik i audytorium wszystko było ok, Kiedy jednak pojawiała się JAKAKOLWIEK konkurencja w otoczeniu - katastrofa była gotowa.Konkurencją mogła być inna osoba - i nie było to zależne od danej osoby, a od sytuacji - jeśli byłam ja i on wówczas sąsiadka, która przyszła pożyczyć jajko, była tolerowana z racji zaskoczenia przez akurat tyle czasu, ile zajęło otwarcie i zamknięcie lodówki - potencjalna groźba pogaduszek była duszona w zalążku jakimś wybrykiem.
Konkurencją bywałam ja, jeśli akurat w czasie zabawy z babcią wymyśliłam sobie obiad. O spokojnym porozmawianiu z gościem czy przez telefon mogłam tylko pomarzyć. Mały potrzebował 100% uwagi i z tym nie było dyskusji. Podobnie niecierpliwość - słowa "musimy poczekać na naszą kolej", "jak on wyjdzie to wtedy my" "zaraz", równie dobrze mogły by paść po chińsku lub wcale nie paść
Kolejna rzecz, która jakoś szczególnie mi utkwiła w pamięci to nieumiejetnośc powstrzymania się przez - mówieniem - nie tylko gadaczka non stop, ale też wyklepywanie wszystkiego co usłyszał - nawet jeśli usłyszał i wiedział, że nie powinien tego usłyszeć, czy wtedy kiedy wręcz mu się powiedziało - to tajemnica/ niespodzianka  nikomu nie mów. Po prostu klepał i już - reflektując się jak już było za późno. Nawet co niektórzy mówili - jak chcesz, żeby się wszyscy dowiedzieli, powiedz Addikowi, że ma nikomu nie mówić. 
Inna odmiana -  walenie słowami między oczy "mamo dlaczego ta pani ma taką brzydką twarz?"  "to twoja mama? myślałem, że babcia, bo taka stara" "śmierdzą ci nogi" "dlaczego nie masz męża? bo jesteś gruba czy nikt cię nie chce?"- przerywanie rozmowy (to było szczególnie trudne do zniesienia i rzadko kiedy udawało mi się wytrwać w spokoju)
Wraz z wiekiem na pierwszy plan wysunęły się wybuchy agresji - bardzo częste, bardzo nieprzewidywalne, chwilami niebezpieczne np. atak widelcem w czasie obiadu, bo spadł kawałek kotleta, rzucanie przedmiotami z równie błahego powodu, czy zdewastowanie zabawki, bo ktoś coś nie tak powiedział/zrobił. Agresja była tez w zabawach, w rozmowach - taki mały tyran - ma być tak, jak ja chcę i koniec. TU - TERAZ - TAK! Popychanie, kopanie, dokuczanie, szarpanie, zabieranie zabawek  itp. i wyjaśnienia "ale my tak na żarty" - oczywiście "my" w tym przypadku było nadużyciem.

Wiem, że większość tych zachowań mogłoby być uznanych za standardowe dla dzieci lub za oczywiste błędy wychowawcze. To zresztą usłyszałam na pierwszej wizycie u lekarza. Mimo, że miałam starsze dziecko, wobec którego stosowałam takie same metody wychowawcze osiągając zamierzony efekt, mimo, że czułam, że to jednak coś głębiej jest przyczyną - poszłam do szkoły dla rodziców.  Żeby się upewnić, że to co robię robię dobrze - nauczyło mnie to bardzo dużo, zmieniło postrzeganie pewnych problemów, poprawiło i tak dobre relacje ze starszym synem, ale wobec młodszego pomogło prawie nic...    Spokojne tłumaczenie, skupienie na uczuciach nie zachowaniu, prośby negocjacje konsekwencje kary... nic - po prostu nic nie działało. Chwilę po "przepracowaniu" problemu ta sama sytuacja powtarzała się. I tak raz po raz. To co zauważyłam dopiero później, frustrację i złość u Addika wywoływały wcale nie konsekwencje, które musiał ponosić tylko poczucie bezradności wobec samego siebie. Tylko, że wtedy mu jeszcze dokładałam do tego bagażu  mówiąc np "wiesz że źle robisz, a robisz?" "przepraszasz, a za chwilę znowu to zrobisz - to co mi po tych przeprosinach?". Ile razy usłyszał i ode mnie i od innych, że jest nienormalny, świrnięty, psychiczny.... 
Szkoda tych lat... naprawdę szkoda.

czwartek, 18 czerwca 2015

Diiagnostyczne błędne koło....

Planowałam na dziś post o impulsywności, ale ostatni tydzień stał pod znakiem potwierdzania diagnozy, więc najpierw o tym bedzie. Bo to bardzo ważne, żeby ją postawić jak najszybciej i jak najszybciej zacząć własciwe działanie. A jak opiszę,  nie była to ani prosta ani szybka droga. Szkoda bardzo tych lat, bo teraz nie tylko musimy mierzyć się z wrogiem, ale też naprawić to całe zło, które zdążyło się wydarzyć.
Może gdyby ta pierwsza wizyta odbyła się w innym momencie, nie tuz po rozwodzie, może gdybym wtedy zamiast "proszę mu nie wmawiać problemów bo i tak już mu pani dużo zafundowała rewolucji w życiu" usłyszała  "teraz nie jest dobry moment na diagnozę... dajmy mu trochę czasu, proszę obserwować...przyjść później". Gdybym zwyczajnie nie została odesłana ze stwierdzeniem, że wszystko jest ok... ech.
Ale jak lekarz mówi zdrowy - to co dalej? Pogodzić się, że po prostu taki jest? Zadręczać wyrzutami, że nie zapewniło się zdrowej rodziny? Że nie dało tyle ile było trzeba?  To nic przecież nie zmieni...
Cała reszta to tak naprawdę przypadki. Mały człowiek nie chorował - praktycznie wcale. Za to mimo, że jadł jak potwór był coraz chudszy.  U lekarza? "da pani spokój - żywy dzieciak to nie tyje - nie ma co się martwić". Ale jak do tego zaczął się drapać to już było podejrzane. Odrobaczyłam na wszelki wypadek - pomysł okazał się trafiony. No to i chwilowa nadzieja, że może przez robaki taki "żywy". Ale nie...Niedługo potem dziwna jelitówka - bez gorączki, bez złego samopoczucia, bez utraty apetytu - górą wchodziło dołem wychodziło - jednocześnie. Poszłam do lekarza bo osłabiony, odwodniony - tym razem prywatnie - sraczką kazał się nie martwić, ale zajrzał do gardła przy okazji, a tam migdałek, aż do gardła wchodził...Nie chrapie? no nie , buzią oddycha? oddycha - od początku... Trzeba usunąć,  może dlatego taki nadpobudliwy... Usunęliśmy - dalej oddycha buzią i dalej nadpobudliwy... Ale laryngolog zauważył też wadę wymowy (której nie zauważyli logopedzi podczas badań w przedszkolu). Logopeda w poradni z kolei zauważył nadmierne napięcie i problemy z koordynacją. Zasugerował problem z integracją sensoryczną. Sprawdziliśmy faktycznie - było nie do końca ok - dostaliśmy zalecenia, ćwiczenia - pomogło - na problemy z integracją....
W międzyczasie pomysł ze świetlicą terapeutyczną - zapowiadało się obiecująco - ale im dalej tym gorzej. W końcu zaczęły się pojawiać nagle bóle brzucha, głowy przed zajęciami - zrezygnowaliśmy. Uznałam, że jeśli i tam ma słyszeć, że jest głupi i być wyrzucany z dość nudnych zajęć, bo psuje paniom nerwy, to albo ktoś się minął z powołaniem albo te zajęcia mijały się z celem. 
Potem pojawiły się lęki - naprawdę poważne - obawa o to, że mi się stanie coś złego, że mnie ktoś porwie, napadnie, albo jego, że ktoś się włamie...leki nasilały agresję, a o koncentracji nie było mowy - cały czas łańcuszek czarnych myśli - wystarczyło żebym się spóźniła 5 minut i mały wpadał w histerię. Jak musiał raz zostać w domu sam na pół godziny to prawie skończyło się interwencją policji - bo się przestraszył, że ktoś puka do drzwi i mówi "otwórz". Zamiast zapytać kto to, zadzwonił na 112 - a to tylko brat, który zapomniał kluczy...
Wizyty u psychologa? pomogły - na lęki...
Klasy 1-3 miały ten plus, że większość czasu dzieci ma na oku jedna pani. Udało nam się wypracować jakiś sposób działania, który był akceptowalny i osiągalny.
IV klasa - horror - nie dość,  że znowu znany porządek rzeczy szlag trafił, to jeszcze taki zestaw nauczycieli, że o współpracy nie było co marzyć. Nie udało się go wpasować w ramki to trzeba stępić... Byliśmy na skraju beznadziei - motywacja zerowa, samoocena na minusie. Powalczyłam o zmianę klasy.  Dostaliśmy szansę -  z lekkim strachem, bo znowu wszystko od nowa. Ale Addik rozpoczął V klasę zmotywowany, pełen zapału i wiary w siebie. Początek był bardzo obiecujący, ale pewnych rzeczy nie udało się przeskoczyć - to że tym razem większość nauczycieli z powołania, umiejących zachęcić do nauki, doceniających chęci i postępy przyniosło wyraźną poprawę i ocen i zapał do nauki. Zachowanie jednak spod kontroli ciągle uciekało - choć tu też przynajmniej jest dobra wola i jakieś próby ogarnięcia problemu. A, że  klasa ogólnie rozgadana i roztrzepana, to lekko nie jest. Najważniejsze jednak, że tym razem wsparcie u wychowawcy ogromne - to od niego usłyszałam, że to może być coś poważnego, że warto by było powtórzyć diagnostykę...poszłam na konsultację - pani wysłuchała, poczytała te nasze wszystkie opinie... potwierdziła, że jednak konieczna jest konsultacja psychiatryczna. Że to może być zespół Aspergera, a na pewno to jest jakieś zaburzenie uwagi. 
A psychiatra przeczytał dokumentację i zadał pytanie - czego od niego oczekuję. No zagotowało się we mnie z lekka, bo po co mogłam tam przyjść? Mamy problem z tym i z tym - szukamy pomocy od dawna. Co możemy zrobić? A on na to lekko pobłażliwym głosem - ale przecież tu nie ma żadnych wątpliwości, że to adhd. Co prawda istnieją inne choroby somatyczne, które mogą dawać podobne objawy, ale do tej pory już by zostały wykryte...ręce mi opadły trochę, bo przecież co innego wcześniej gadali, nikt żadnych chorób nie brał po drodze pod uwagę!! Nikt go nie badał!! Żywe dziecko - da pani spokój - cieszyć się, że nie choruje! 
No czort z tym - ważne, że w końcu wróg nazwany.
Ale teraz puszczamy w ruch maszynę absurdu w opiece zdrowotnej...Bo skoro nie pomogły te wszystkie etapy po drodze, to być może konieczne jest leczenie farmakologiczne...  żeby je włączyć to trzeba oficjalnie wykluczyć te inne choroby, więc musimy zaliczyć pielgrzymkę (endokrynolog, neurolog, kardiolog, laryngolog). Konieczna jest tez psychoterapia i socjoterapia nakierowana na problem. Najlepiej w szkole (taaaa już to widzę),  ewentualnie w poradni P-P (grupowej nie prowadzimy, a indywidualna to tylko przy dysfunkcjach, których on nie ma) ostatecznie w przychodni - pierwszy wolny termin we wrześniu...(a i tak, to najmniej korzystna forma terapii).
I najlepsze na koniec - lekarz do postawienia oficjalnej diagnozy potrzebuje nowej opinii PP-P, a poradnia nie ma podstaw do przeprowadzania kolejnego badania, ani zmieniania wydanej już opinii bez orzeczenia lekarza. I nie mam co liczyć na nowe wytyczne do postepowania z nim. bo będą takie same jak wcześniej.
Na opinię pozwalającą dostosować warunki egzaminu kończącego podstawówkę (osobna klasa, dłuższy czas) też nie mam co liczyć - bo można taką wydać tylko dzieciom niepełnosprawnym, albo takim z jakąś dys... Takie co mają "tylko" problem z uwagą są traktowane normalnie... No chyba, że dyrektor wg swojego uznania się zgodzi...ale do tego potrzeba jest opinia... błędne koło.

Dlatego tym rodzicom, którzy czują że z ich dzieckiem jest coś nie tak radzę - nie odpuszczajcie - sprawdzajcie gdzie się da - im szybciej tym lepiej!

A post o implusywności jest prawie gotowy, więc będzie niedługo.


piątek, 12 czerwca 2015

Dlaczego?

Skąd się bierze ADD/ADHD?
Wbrew powszechnie panującemu przekonaniu to nie jest wynik bezstresowego wychowania, telewizji, gier komputerowych czy nadmiaru słodyczy. U Addików (tak będę ogólnie określać osobę z add) owszem mogą nasilać objawy, podobnie jak u zdrowych. Różnica jest jednak taka, że bez tych "wspomagaczy" problem istnieje nadal...
Zatem skąd?
Jednej odpowiedzi nie ma. Wiadomo z dużym prawdopodobieństwem, że ma podłoże genetyczne.
Głowna teoria opiera się na tym, że u ludzi z tym zaburzeniem mózg działa inaczej - pewne obszary wskazują dużo niższą aktywność niż u zdrowych osób.

Mózg zbudowany jest z miliardów komórek upakowanych w różnych rejonach. Każdy rejon odpowiada za inną dziedzinę. Są takie, które kontrolują działanie organów wewnętrznych, są takie, które odbierają bodźce ze świata zewnętrznego np. przy użyciu wzroku, słuchu, dotyku.
Oczywistym jest, że obszary te muszą ze sobą współpracować, żeby odpowiednio reagować na daną sytuację. Żeby to wszystko sprawnie działało konieczny jest zatem sprawny system komunikacji pomiędzy obszarami - daruję sobie tu mądre nazewnictwo - umówmy się, że jest to sieć "kabelków", którymi płyną  informacje. Przepływ umożliwiają tzw. neuroprzekaźniki, które są specyficzne dla danych rejonów i warunkują odpowiednią reakcję - stąd np., gdy jesteśmy głodni, nie zaczynamy prasować, tylko robimy kanapkę.
Oczywistym również jest to, że żeby to wszystko działało, tych substancji musi być odpowiednia ilość. I tu dochodzimy do sedna problemu.
Tak wyglądają mózgi w skanerze PET - po lewej mózg prawidłowy,  po prawej mózg Addika

 ( źródło Additudemag.com)
Głównym winowajcą ADD jest niedobór substancji odpowiadających za "łączność" w obszarach regulujących koncentrację, organizację, zachowania społeczne oraz ruch. Efektem jest nieprawidłowe funkcjonowanie tych obszarów, które w skrócie można określić jednym słowem - nieprzewidywalność. Najbardziej typowymi są nagłe wybuchy wściekłości, zupełnie nieadekwatne do sytuacji, impulsywne działanie, ale też nadruchliwość i niespożyta energia, chwiejność nastroju, nieuważność,

  • Przez to, że brakuje substancji przewodzących, na łączach iskrzy.
  • Przez to, że nie wszystko się odpowiednio komunikuje, uruchamiane są inne mechanizmy w celu wywołania efektu. 
  • Przez to, że nie wszystko działa jak trzeba czasem efekt jest inny niż zamierzony, a czasem prowadzi do niego kręta droga.
W normalnych warunkach działa to tak:
impuls ----> proces myślowy ----> określone działanie. 
w przypadku ADD
impuls -----> działanie natychmiastowe ----> myślenie 
                                             (albo nie)
Jakieś przykłady? proszę bardzo:
...stukanie piłką o ścianę  (odgłos jak wspominałam doprowadzający mnie do szału) - reakcja moja oczywiście szybka 
- dlaczego stukasz tą piłką?  brak odpowiedzi, ale stukanie się nasila
- przeszkadza mi jak tak walisz!
- i co z tego?
- przestań!!!!!
- chciałabyś
- robisz mi na złość?
- oooooo brawo, wreszcie się domyśliłaś gratuluję
- a z jakieś okazji?
- bo cię nienawidzę i lubię cię wkurzać - proste...

To wszystko zupełnie spokojnym tonem. Sytuacja rozwija się i w zależności od scenariusza z reguły kończy  eksplozją (moją lub jego). Po czym po kilku, kilkunastu minutach Addik przychodzi jakby nigdy nic i grzecznie mówi mamo, głodny jestem możesz mi zrobić coś do jedzenia?
Takim objazdem pojechał impuls od przystanku "jestem głodny" - do "powinienem poprosić o kanapkę".
ps. O różnych scenariuszach rozwoju sytuacji napiszę innym razem. Także o takim bez eksplozji.

przykład drugi
- uwaga w dzienniczku "w czasie lekcji ugryzł kolegę" - tak ni z gruszki ni z pietruszki - po prostu ugryzł. Bez powodu, kolegę którego lubi i który nie dał żadnego powodu do tego. Addik spytany dlaczego, nie umiał powiedzieć - po prostu nagle wpadł na taki pomysł i niezwłocznie go zrealizował.
 "ale w sumie lekko"... tylko ślad zębów został...
jeszcze jeden?
sytuacja taka: 
Addik nie będzie chodził na rekolekcje - ja wiem, on wie, pani wie.
Lekcja wychowawcza  - pani każe zapisać w zeszytach, o której, co, gdzie i jak w sprawie tych rekolekcji.
Addik głośno mówi (bo jakżeby inaczej) - ja nie będę chodził (co połowa klasy przyjmuje z zazdrością i od razu próbuje się dowiedzieć dlaczego)
pani na to
- wszyscy piszą! 
Addik
- ale po co? 
- nie dyskutuj tylko pisz! 
- ale po co mam pisać, o której zbiórka jak JA NIE BĘDĘ CHODZIŁ ?
- no to sobie to na czole napisz !!
No to sobie napisał...a pani go wywaliła z klasy
ale i tak ostatnie słowo należało do niego (pod nosem, ale wystarczająco głośno, żeby wszyscy usłyszeli) :
- to niech się pani zdecyduje czy mam robić, to co pani każe czy nie, bo jak robię źle, jak nie robię źle...
Efekt - oczywiście uwaga w dzienniczku z wyższą punktacją...

Tu chwilowo pominę kompetencje wychowawcze pani, bo choć wiem jak irytujący ten mały człowiek bywa, to jednak od osoby wykształconej i doświadczonej bym oczekiwała więcej. Zwłaszcza, że znała jego możliwości, a ja niejednokrotnie uprzedzałam, że lepiej z nim w dyskusje nie wchodzić, bo bardzo łatwo stracić twarz... że czasem lepiej odpuścić już na początku, zwłaszcza jak sprawa błaha (co w moim odczuciu tu miało miejsce).

Podsumowując:


Najważniejsze - to jak się zachowuje Addik, jest wynikiem braku możliwości kontroli określonych obszarów mózgu
Addik nie robi krzywdy z premedytacją, nie manipuluje, a zapytany"dlaczego to zrobiłeś?" odpowiada "nie wiem" bo naprawdę tego nie wie - nie jest niegrzeczny, czy lekceważący - on naprawdę nie wie!
Nikt z nas nie wie dlaczego nasz mózg tak działa - po prostu.

Dlatego kolejny raz powtórzę -  ważna jest właściwa diagnoza !!!! Diagnoza, o którą w naszych realiach niestety trzeba zawalczyć, bo standardowe metody póki co, raczej są powierzchowne...

Wyobraźmy sobie, że nam ktoś każe przestać się pocić podczas upału, bo to wygląda nieestetycznie. Choćbyśmy nie wiadomo jak się postarali, to tego nie zmienimy. Tyle samo może Addik słysząc - skup się, postaraj się bardziej,  uspokój się. 
I nie piętnujmy takich osób za to, że nie są w stanie kontrolować swoich emocji, zachowań, tak samo jak nie piętnujemy ludzi z wadą wzroku, za to że gorzej widzą. Żeby nie zrobić krzywdy. Żeby taki mały człowiek nie tracił wiary w siebie, żeby nie dostał etykietki lenia, rozrabiaki, wredoty itp. tylko dlatego, że dolega mu coś, na co nie ma wpływu.
Ale to nie znaczy, że nie mamy robić nic.

 ADHD jest wyjaśnieniem, ale nie usprawiedliwieniem!


...ale o tym w następnym odcinku ;)

piątek, 5 czerwca 2015

trochę teorii na temat...

Od czegoś trzeba zacząć, zatem dzisiejszy post będzie o tym, jakie niepokojące zachowania mogą być spowodowane zespołem zaburzenia uwagi,  powszechnie określanym jako


Po pierwsze to najbardziej oczywiste, co się wszystkim kojarzy od razu:
* niemożliwość usiedzenia na miejscu, nadruchliwość, hiperaktywność.
W naszym przypadku to np. nieustanne uwagi, że wstaje kiedy chce z ławki, że chodzi po klasie, buja się na krześle, kopie piłkę w czasie lekcji, biega podczas przerwy. A ja się śmiałam, że on nie umie chodzić tylko biega.

*hałaśliwość, gadatliwość - tu trudno określić granicę anomalii.

Mój syn mówi głośno, szybko i dużo. Kiedy jest czymś pobudzony "drze japę" albo nadaje jak katarynka - słowotok na wysokim c. Mimo tego, że wie, że w danej sytuacji powinien siedzieć cicho, to nie umie się powstrzymać  - nie tylko przed odezwaniem, ale i przed powiedzeniem czegoś niewłaściwego - np. no nie! kto puścił bąka? w czasie klasówki - efekt wiadomy - klasa kwiczy ze śmiechu, a w dzienniczku uwaga, bo przecież żaden nauczyciel nie uwierzy, że 12 latek powiedział to mimo woli. Ale też bardzo powszechna sytuacja, odbierana jako brak kultury - wyrywanie się do odpowiedzi - bez pozwolenia, a często zanim usłyszy pytanie - klasyczne wymądrzanie się.

chwiejna koncentracja (tak, tak - nie brak, tylko chwiejna)  

Nie może się skupić,  albo skupia się tak, że gdyby nie to, że oddycha odruchowo, to pewnie by o tym zapomniał - czasem rozprasza go każda głupota - mucha na szybie, kichnięcie kolegi, czasem jest w stanie obejrzeć cały film - bez ruchu i bez słowa. Film jest tylko przykładem - nie chodzi o regułę, że telewizja = skupienie. Podobnie się dzieje np przy odrabianiu lekcji - czasem nie ma szans na minutę koncentracji, a czasem w ciągu 20 minut pracuje i robi wszystko za jednym podejściem.

* ogromne trudności z dokończeniem zadania

Rozwiązując zadanie, które powinno zająć 5 minut dwa razy musi się napić, raz siku, koniecznie zatemperować ołówek, ale najpierw znaleźć temperówkę, przez co robi się bajzel,  który chce od razu posprzątać, ale na to nie ma czasu, więc odgarnia go na bok, w bałaganie ginie ołówek, a kiedy wszystko jest gotowe okazuje się, że zapomniał o co chodziło i trzeba zacząć od nowa, a wtedy chce się siku...
Sto rzeczy zaczętych, żadna nie skonczona, bo ilość zadań go przerasta.

* powiązane z powyższym - trudności w planowaniu i organizacji co i kiedy trzeba zrobić oraz ile czasu na to potrzeba.

Zdziwienie, że napisanie wypracowania nie zajmuje 5 minut tylko 3 godziny (a przecież jest w 5 klasie i napisał ich już naście), niezrobione lekcje, a koledzy czekają na podwórku, poszukiwanie ulubionych spodenek na wf minutę przed wyjściem do szkoły, bezskuteczne i odnalezienie ich po paru dniach w szafce z książkami...
na to będzie osobny post bo duuuuużo tego

* gubienie rzeczy, zapominanie, popełnianie błędów przez roztargnienie, trudność w wykonaniu instrukcji


ja: 
- Miałam zrobić gofry, ale cukier się skończył
Addik (fan gofrów): 

- Mogę iść do sklepu - a nutelle do nich kupić?
ja: 
OK leć - i kup jeszcze małą maślankę naturalną - taka butelka jak ta (tu wyjmuję z lodówki dla demonstracji).

Dalej następuje cały ceremoniał wychodzenia - siku, napić się, kopnąć piłkę parę razy w drodze z pokoju do korytarza, założyć jeden but - wrócić do pokoju po swoje zaskórniaki jakby w razie czego kasy nie starczyło... znowu kop w piłkę (odgłos doprowadza mnie do szału)... zakładanie drugiego buta  - ceremonia upychania sznurówek (doprowadza mnie do szału!!) wychodzi....
A ja odliczam ok 3 minuty zanim zadzwoni telefon - Mamooooo, co ja miałem kupić?
No więc powtórka - cukier i maślanka - no i nutella
Wraca.... i jak gdyby nigdy nic wyciąga z torby cukier, mąkę, nutellę i .... dużą maślankę truskawkową. Patrzę na niego - on na mnie - on nie wie o co chodzi - ja bez słowa wyciągam z lodówki wzorcową butelkę i w oczach pojawiają mi się ogromne znaki zapytania - a on bez mrugnięcia - takiej nie było...po czym przyciśnięty mocniej przyznaje się, że całkiem zapomniał o niej i już stojąc przy kasie poleciał, a nie nawet nie zauważył, że to truskawkowa...

I z tego wynika następna rzecz

* niska samoocena, brak wiary w siebie 
jestem debilem wiem, ale ja jestem głupi, beznadziejny jestem...nic nie mogę zrobić dobrze...

i na koniec 
* musze mieć to tu, teraz, natychmiast!!!! - kompletny brak cierpliwości 
tu co ciekawe nie mieliśmy zupełnie problemu w wieku adekwatnym do typowych akcji - np nigdy nie zdarzyła się scena w sklepie, czasem tylko jakieś łzy, ale w granicach akceptowalnych, krótkotrwałe i szybko przechodziło. 
Teraz to przybiera różne formy - najczęściej konieczność poczekania kwitowana jest jakimś bluzgiem, epitetem, małym wybuchem, trzaśnięciem drzwiami. Często jest to ironiczny komentarz, przeważnie dość przykry w stylu "jak siedzisz sobie w pracy za komputerkiem i nic nie robisz to i zarabiasz marnie, a potem dzieciom na wszystko żałujesz". 

No i tu możemy przejść do ostatniego ale chyba najbardziej uciązliwego, przynajmniej w moim odczuciu problemu - agresja, wybuchowość, impulsywność. 
 Słowna, ale i fizyczna - niepohamowana, nie do opanowania, krótkotrwała. przynosząca hmmmm jak to ująć - uczucie porażki - że znowu się nie umiał powstrzymać?
Najświeższy przykład sprzed paru dni - mecz, mama na trybunie, całkiem dobrze idzie, pochwały, uśmiechy, po czym nieporozumienie z trenerem (trener widział, że młody zmęczony i nie ma już siły kopnąć porzadnie, więc go zdjął z boiska, żeby odpoczął.  Addik to odebrał jako karę za nieudaną akcję i schodził ze słowami "mam to w dupie". Na cały głos oczywiście.
Wróciliśmy do domu, położył się żeby odpocząć zanim zrobię mu jedzenie, po czym po chwili słyszę całą wiązankę niecenzuralnych słów, a chwilę potem widzę szklankę z wodą ciśniętą o podłogę z taką siłą, że się odbiła od ściany jeszcze. Co było powodem?  to co w getrach przyniósł z boiska co zamiast do kosza wysypało się obok...
i chwile potem jakby się obudził - zdziwienie - ja to zrobiłem? no i oczywiście płacz, bezradność...


To tylko część tego co się wiąże z tym zaburzeniem - tylko tyle, ale i aż tyle. Nie mogę tylko zrozumieć dlaczego przez 8 lat żaden "fachowiec" nie poskładał tego razem i nie dostaliśmy wczesniej diagnozy, wytycznych, leczenia? Dlaczego tyle lat "straciliśmy"?

Za KAŻDYM razem pierwsze pytanie brzmiało "z jakim problemem przyszliście?" i potem tylko wokół tego się kręciliśmy - więc była agresja, była nadruchliwość, były problemy z koncentracją. W KAŻDEJ opinii potwierdzano problem, z którym przyszliśmy, ale też zauważano wszystkie pozostałe objawy. I co? NIC!!!!

A z tym co teraz wiem (i sama się w większości dowiedziałam) mogło być to wszystko dużo mniej burzliwe, prostsze, mniej traumatyczne i obciążające... wystarczyłaby właściwa diagnoza.

Dlatego będę o tym pisać - mam nadzieję, że trafią tu osoby z podobnym problemem, które być może szybciej trafią na własciwą drogę terapii.









czwartek, 4 czerwca 2015

nr.1

Mój syn od początku był inny... szybciej wszystko robil, intensywniej przeżywał, czerpał z życia na 110% i wyczerpywał otoczenie równie skutecznie.
Początkowe "sukcesy" cieszyły, budziły dumę  - 4 miesiące usiadł, 9 zaczął chodzić, pierwszym sensownym słowem było "grrrraa" i to rrr zabrzmiało, aż ciarki przeszły...
ale potem zaczęły się schody...

- bo się nie męczył - miał naprawdę niekończące się pokłady energii,

- bo nie działał u niego żaden instynkt samozachowawczy - nie czuł, że zimno, że gorące, że boli,
- bo był "niereformowalny" - można było milion razy pokazywać, tłumaczyć, a on za każdym razem robił coś jakby to było pierwszy raz i za każdym razem równie zaskoczony efektem tych poczynań,
- bo był "niegrzeczny" i absorbujący całość uwagi, nie znosił konkurencji - na żadnym polu.

A przy tym wszystkim błyskotliwy, inteligentny, bardzo rezolutny, często poważny jak na swój wiek, logicznością myślenia zaskakujący nie jednego dorosłego. Czytał mając niespełna 4 latka, 200 elementowe puzzle układał w kilka minut. 
Wesoły i pogodny na zmianę z wrednym złośnikiem. W jednej chwili płaczący z żalu, bo kotek mieszka na ulicy i pewnie mu smutno, a w drugiej ukręcający ogon naszemu. Huśtawki skrajności...radość/rozpacz - euforia/wsciekłość, dokuczający do bólu ale i kochany do bólu...

Potem zaczeło się przedszkole - problem z adaptacją do współżycia w grupie, przestrzegania zasad, zwracania uwagi na innych, wykonywania poleceń...
W międzyczasie rozwód rodziców, z całą traumą z tym związaną (bo on jako jedyny chyba nie umiał wtedy zrozumieć co i dlaczego sie stało) - wywrócenie i tak mało stabilnego, ale jednak znanego życia do góry nogami...
Potem szkoła - to samo co w przedszkolu, a dodatkowo problemy z dyscypliną, wdrożeniem do obowiązków, ogarnianiem tego wszystkiego. Opinie "bardzo zdolny, ale nie wykorzystuje swoich możliwości", "dużo traci przez swoje zachowanie" itp... 
W domu nie lepiej - mi czasami nie starczało ani siły ani cierpliwości - więc nie raz i nie dwa powiedziałam słowa, ktorych nie powinnam. Starszy brat w trudnym okresie dojrzewania nie miał litości dla krnąbrnego małolata - jechał po nim ile się dało - to napędzało mechanizm ekspoldujący - ekspodował i syn i ja... Starszy "bezproblemowy" spychany na boczny tor, ale przecież potrzebujący uwagi tak samo. Ja sama z tym wszystki - pracą, domem, troską o codzienne sprawy i wiecznie w biegu, w ciągłym napięciu... 
Awantury z byle powodu, nakręcane niepotrzebnie i budzące wyrzuty sumienia.... 

Czas przeszły w zasadzie jest tu nie na miejscu - to większość trwa nadal -  syn ma teraz 12 lat. 
W ciągu tych lat zmagałam się z murem niezrozumienia otoczenia - gdyż zdecydowana większość widziała jedno proste rozwiązanie "powinien dostać porządne lanie to się oduczy/nauczy". Z kazdej strony słyszał - ty jesteś nienromalny (resztę łatek sobie daruję)..
Moje uparte poszukiwanie odpowiedzi na pytanie - co jest z nim nie tak? Szkoła dla rodziców, jedna poradnia za drugą i coraz większa bezradność. Bezradność i samotność bo naprawdę w nikim nie miałam oparcia w tej walce. I coraz większe zwątpienie...

Ale w końcu pojawił się przełom - dyrektor dał się uprosić i przeniósł go do innej klasy - trafiliśmy na wspaniałą wychowaczynię, która podpowiedziała gdzie szukać pomocy. I wygląda na to, że w końcu trafiliśmy na własciwą drogę.


Winowajcą w tym wszystkim jest ADD - zespół zaburzeń uwagi.

A blog powstał dlatego, że temat ten jest w Polsce chyba małopopularny i większość osób utożsamia go z "bestresowym wychowaniem" i w zasadzie słyszy się tylko o ADHD. Przyznaję, że ja też pojęcie miałam znikome i wydawało mi się, że dziecko z ADHD to taki trzepak co usiedzieć nie może i wszędzie go pełno. 
A okazuje się, że to jest całkiem poważne zaburzenie o podłożu neurologicznym, przekaładające się nie tylko na ruchliwość, ale na wiele innych waznych aspektów. Raczej trudne do leczenia, wymagające ciągłej terapii, co niestety w naszym kraju najwyraźniej dopiero raczkuje (myślę tu o kilku opiniach z poradni, które wskazywały na objawy, ale nic więcej  - stawierdzały, że to z czym do nich przyszłam to prawda).

Nie mam zamiaru absolutnie silić tu się na jakieś porady eksperckie, ale będę tu pisać o swoich obserwacjach i przede wszystkim dzielić się mądrością zaczerpniętą od amerykańskich specjalistów, gdyż w tym przypadku naprawdę jesteśmy 100 lat za...


Synka mojego będę tu nazywać Addik - stąd mama ADDika.