wtorek, 10 listopada 2015

wyzwanie listopadowe -dzien 10 - JUTRO

Z adhd w parze idzie prokrastynacja - czyli odkładanie wszystkiego na potem, na jutro.
Nie tylko z adhd - czasem nawyk ten wyrabia się jakoś mimochodem... nie chce nam się za coś zabrać, za coś niefajnego, nudnego, za coś czego nie lubimy. Szukamy sobie wymówek, powodów, innych zajęć. Cholerstwo przykleja się bardzo szybko i wkrótce okazuje się, że nie chce nam się robić i lubianych rzeczy, potem zaniedbujemy obowiązki...

W przypadku addików dodatkowym utrudnieniem jest to, że mają oni trudność z oceną, ile czasu na coś potrzeba i przekładanie na później wynika z tego, że wydaje im się, że nie ma co się spieszyć. Potem się okazuje, że takich zadań zrobiło się kilka, więc nie wiadomo za co się zabrać, a na dodatek zrobienie ich zabiera dużo więcej czasu niż się wydawało... i siłą rzeczy przekłada się na jutro.

Addik jest mistrzem w przekładaniu odrabiania lekcji.
Ja też przekładam wiele rzeczy, ale z pełną premedytacją - jeśli jestem zmęczona, to robię coś przyjemnego a prasowanie przekładam na jutro (co w praktyce oznacza moment kiedy w szafce nie ma żadnego uprasowanego ciucha o ile ten który akurat mam ochotę założyć leży gdzieś na dnie kupki. Jeśli leży na wierzchu prawie pewne jest, że wyprasuję tylko ten, ewentualnie następny i koniec...).
Znam też taką osobe, który odkłada na jutro dosłownie wszystko - i to jutro nigdy nie jest jutro - to poziom ekspert - jutro czasem wypada za pół roku, mimo tego że codziennie obiecuje, że jutro ;). Wymyśliłam jej ksywkę "Scarlet".
Znam też jedną mamę chłopca z autyzmem, dla którego pojęcie czasu było trudne do ogarnięcia. I tak sobie wymyśliła, że gdy mały pytał kiedy coś nastąpi, a miało to nastąpić w bliższej lub dalszej przyszłości, mówiła: "Jutro, kiedyś" . I mały rozumiał, że to nie zaraz, ani nie jutro :)

Co pomaga? Planowanie - robienie sobie listy zadań. Odhaczenie wykonanych daje kopa do zrobienia kolejnych - i to naprawdę działa :)
Ja dziś np przełożyłam rzeczy do szafki, która została zmontowana już na 3 dzień po kupieniu i przez 10 dni stała radośnie pusta :)

lista zadań, planowanie adhd prokrastynacja
Ps. A Scarlet własnie stwierdziła,
że wykąpie się jutro...

poniedziałek, 9 listopada 2015

wyzwanie (dni 6-8) niebieski - nogi - podziwiam



To nie takie łatwe jednak, codziennie coś napisać. Zwłaszcza, że Magda w swoim wyzwaniu pozwoliła komasować wpisy. Kilka dni mi wypadło, ale się nie poddaję.

Piszę dwa blogi i dla ułatwienia sobie wymyśliłam, że będę sobie wybierać, który temat, na którym blogu się pojawi - zatem dzień 5 - prosty - będzie na blogu robótkowym.

dzień 6 - niebieski

Ulubiony kolor Addika - ma niebieski pokój, większość ubrań, zegarek, gra w klubie, który ma niebieskie barwy itp. To także ulubiony kolor mój - zwłaszcza jego odmiany - granatowy i morski. A poza tym kojarzy mi się z czymś dobrym - bezchmurnym niebem, które ma dla mnie wymiar symboliczny - taka nadzieja, że pod chmurami jest ono, że pochmurne dni podwójnie pozwolą się cieszyć błękitem.





dzień 7 - nogi


Addik wstał na nogi bardzo szybko - zaczął chodzić mając niecałe 9 miesięcy - w sumie nawet nie chodzić - łatwiej mu przychodziło bieganie. Bardzo szybko nauczył się też kopać piłkę (i nie tylko). Nogi też chyba były najbardziej fascynującą częścią ciała. Trudno mu było za to nauczyć się skakać - jak się potem okazało, ze względu na zaburzenia czucia głębokiego. Ćwiczenia integracji sensorycznej pomogły :)

Dziś - nogi to bieganie, gra w piłkę i skarpetki - doprowadzające mnie do szału - muszą być białe, ale są użytkowane tak, że białe są tylko do pierwszego prania - nie mam pojęcia, gdzie trzeba włazić, żeby tak je zasyfić, że nawet pranie w 80 stopniach nie pomaga...


Nie wyobrażam sobie jak wyglądałoby jego Adhd bez nóg...








dzień 8 - podziwiam


Nauczycieli - nawet tych, którzy pracują w tym zawodzie, bo muszą, bo nie mają innego pomysłu na siebie... a może tych nawet bardziej, niż tych z powołania. Tak po ludzku najbardziej za to, że znoszą ten potworny hałas, jaki generują dzieciaki. Za tą tytaniczną pracę wkładaną, żeby to towarzystwo zachęcić, zainteresować, zmotywować. Za znoszenie olewania, braku chęci... za wszystko. Zwłaszcza w takich czasach, gdy system wymusza szufladki, gdzie narzędzi dyscyplinujących praktycznie nie ma, gdy zamiast rozwijać kreatywność muszą zmuszać uczniów do wpasowywania się w ramki i tępić wszelkie odstępstwa...


Takich, którym trafi się w klasie uczeń z Adhd lub podobnym zaburzeniem, szczególnie - nawet jeśli nie wykazuje zrozumienia - i choć uważam, że mam prawo oczekiwać profesjonalnego podejścia - naprawdę rozumiem bezsilność i to, że jest ono takie, a nie inne...

środa, 4 listopada 2015

dzień 4 - list

Niby prosty temat...

W dzisiejszych czasach już nawet rachunki rzadko się zjawiają w skrzynce pocztowej. Zwykłego listu nie dostałam chyba z naście lat. Od czasu kiedy ostatni członek rodziny, z którym koresponduję podłączył się do sieci, sama ich też nie pisuję.

mama Addika ma też drugiego syna. W aspekcie ruchliwości, czasu reakcji i okazywania emocji i ogólnie zachowania zupełne przeciwieństwa. Nie sprawia poważnych kłopotów. Dobrze się uczy. Nie upomina się o swoją część uwagi. Mniej lub bardziej pokornie znosi to wszystko co niesie Adhd. Chociaż jestem przekonana, że ma tego dość, wkurza go i z pewnością chciałby, żebym znalazła cudowny sposób na pozbycie się problemu. I pewnie nie raz pomyślał, że to moje błędy są przyczyną i sam próbował rozwiązać sprawę "po swojemu" burząc niechcąco to, co udało mi się zbudować, za co dodatkowo obrywał ode mnie. Mimo tego, że to on jest spychany w cień, że cierpi wcale nie mniej przez to co się dzieje i ponosi  też niemałe koszty, mimo, że nie mogę mu poświęcić nawet ułamka czasu który mu się należy pewnego dnia, w ramach prezentu dostałam od niego taki LIST, że nawet teraz na wspomnienie ściska mi gardło...
List w którym były słowa, których nigdy nie usłyszałam od tych, od których powinnam je usłyszeć. Słowa, których nie miałam prawa oczekiwać od niego. Bardzo dojrzałe, pełne miłości, wdzięczności i zrozumienia.
I chociaż wcale mi nie gaszą wyrzutów sumienia to jednak podtrzymują na duchu.

Dziś też podglądnęłam posta Maknety, która napisała o książkach.
Ja "Rozmowy w sieci" przeczytałam i bardzo mi się podobały - nie przełknęłam natomiast filmu - zatem Magda - daj książce szansę :)
Czytałam też inną książkę - która jest też zapisem korespondencji - Love, Rosie. Opowiada o niespodziankach jakie serwuje życie, ale również o trudnych ucieczkach o tego, co nam dane i o ogromnych konsekwencjach niedopowiedzeń i niepotrzebnej dumy.
Głownych bohaterów poznajemy jako dzieci i towarzyszymy im przez większość dorosłego życia.
Mimo, że chwilami smutna, chwilami wzruszająca to bardzo pozytywna opowieść :)





wtorek, 3 listopada 2015

listopadowe blogowanie dzień 3 - pycha

Moja znajoma Makneta, ogłosiła wyzwanie 30 dni blogowania w listopadzie - na każdy dzień wymyśliła inne słowo, które ma się stać tematem posta. Początkowo stwierdziłam, że nie podołam (myśląc o robótkowym blogu), ale tutaj może to się udać.

Oto tematy zabawy:
Zaczynam od trzeciego dnia - i od razu trudne... Dlaczego? Bo tematem dnia jest:

PYCHA
wg wikipedii  – pojęcie i postawa człowieka, charakteryzująca się nadmierną wiarą we własną wartość i możliwości, a także wyniosłością. Człowiek pyszny ma nadmiernie wysoką samoocenę oraz mniemanie o sobie. Gdy jest wyniosły, towarzyszy mu zazwyczaj agresja.

Czy znajduję takie cechy u Addika - myślę, że nie. Z pewnością nie ma on nadmiernie wysokiej samooceny ani mniemania o sobie - po tych wszystkich latach utwierdzania go w przekonaniu, że jest niegrzeczny, trudny, głośny, złośliwy, wredny itp. jego wiara w siebie dopiero nieśmiało kiełkuje - dopiero zaczyna wierzyć w siebie i swoje możliwości. A agresja jest objawem czegoś zupełnie przeciwnego...

Teraz kusi napisać o innej osobie, która zajęła dużo miejsca w naszym życiu i której pycha jest z daleka widoczna i swojego czasu była uciążliwa, ale nie bardzo mam ochotę i w tym miejscu zostawiać ślady po niej. Tu ma być nasze nowe - dobre - świadome życie.

I co? koniec postu? Zajrzałam jak temat ujęła Magda - i aż się uśmiechnęłam - nie o taką pychę jej chodziło :))))
Pycha czyli coś pysznego - wspaniałego !!!!
To już można się rozwinąć. Magda pokazała najpyszniejsze wzory do wydziergania - ja też bym mogła o wzorach i wełnach dużoooo, ale tutaj nie ta bajka, więc będzie dosłownie - o jedzeniu.

Mój Addik akurat z tym nie ma problemu - od małego lubił próbować nowych smaków, jadł chętnie i dużo i dziś też nie mogę narzekać. Je w zasadzie większość rzeczy.
Ma też swoje od pierwszego razu, ukochane dania - podaję w kolejności w jakiej mi przychodzą do głowy:

*panna cotta (pokochał tą z torebki, ale spróbował prawdziwej i też kocha)

*ciasto 3 bit (nawet jak się nie uda to jest pysznie)

*jajka w każdej postaci (np w niedzielę rano 3 na miękko, a w ciągu dnia jeszcze 5 na twardo)

*surowy sos do pizzy, w którym macza starty ser (nie umiem wytłumaczyć, ale uwielbia to)

*klopsiki z ikei

*ukochana zawsze i wszędzie - kanapka z serem i keczupem :)

A na koniec zostawiłam zestaw, który u innych wzbudza najpierw zdziwienie i lekki niesmak, a przez Addika zawsze jest kwitowany słowem "pyyyyycha"!!!!

Co to takiego?   FRYTKI maczane w SZEJKU :))))