Im więcej czytam o Adhd, tym bardziej widzę jakie to złożone zaburzenie i zaczynam rozumieć dlaczego postawienie diagnozy mogło być tak trudne. I jak trudne jest rozgraniczenie co jest przyczyną, co skutkiem, a co po prostu jest obok siebie. faktem jest że osoby z adhd są dużo bardziej predysponowane do depresji czy zaburzeń lękowych.
Dzisiejszy wpis będzie o lęku - bo z nim się przyszło nam zmierzyć.
Lęk, pojawił się najpierw w moim domu rodzinnym w postaci nerwicy, która znacząco wpłynęła na życie nas wszystkich, ale i w pewnym momencie dopadł Addika.
Początkowo nie budziło to większego niepokoju, chwilami wręcz śmieszyło, ale z czasem urosło do sporego problemu. Zaczęło się od łagodnej fobii owadowej – mały Addik wyglądał sobie przez okno i w pewnym momencie obok niego przeleciała mała mucha. Mała, ale bardzo go przestraszyła.
Przerażenie jakie wywołała mnie lekko zszokowało, ale uznałam, że po prostu ta mucha przeleciała
blisko oczu co mogło oszukać mózg, zajęty w tej chwili obserwowaniem tego, co działo się za oknem. Zanim przeanalizował sytuację - mechanizm strachu się uruchomił.
Potem, co też nas troszkę śmieszyło, bardzo bał się owocówek (tu też sobie tłumaczyłam, że one tak nagle się unoszą), ale stopniowo fobia rozrastała się na resztę owadów.
Pamiętam taką prześmieszną dla obserwatorów sytuację, kiedy Addik jako kilkulatek wyszedł sobie do ogródka i po chwili biegnie z okrzykiem radości i podniecenia „mamoooooo zobacz znalazłem myszkę!!!!” trzymając ową ledwie żywą myszkę w rękach. Po czym w polu widzenia pojawiła się mucha i najpierw paraliż, potem wrzask i ucieczka z płaczem do domu. Trudno nam było się nie śmiać z sytuacji, gdzie zwykle wzbudzające strach zwierzątko wywołało radość, a byle mucha zepsuła wszystko. Ale jednocześnie w mojej głowie zaczęła kiełkować obawa, że coś jest nie tak...
Potem przyszło lato, które Addik zwykle spędzał u dziadków pod miastem, w domu z ogródkiem,
blisko lasu. W domu tym razem dosłownie – z zamkniętymi oknami, szczelnymi zasłonkami na drzwi itp. Bo na zewnątrz owadów zatrzęsienie… najgorsze wakacje w życiu… denerwowało to wszystkich, bo o ile można było zrozumieć strach przed szerszeniem, to mucha czy komar ?
Ale to nie wszystko – Addik zaczął się bać, że coś mi się stanie. W tym czasie dużo się wydarzyło - rozwód, zmiana miejsca zamieszkania, początek szkoły, więc nawet lekarz uznał, że dziecku brakuje
stabilizacji, a jedynym łącznikiem z wcześniejszym „bezpieczeństwem” jestem ja. Ale mimo, że wszystko zaczynało się układać, lęk narastał…Kiedy nadchodziła pora, że powinnam go odebrać ze szkoły najpierw ukradkiem zerkał na zegarek, minutę po planowanym czasie przygasał, dwie minuty później walczył z paniką i w końcu płakał i rozważał najczarniejsze scenariusze – że mnie przejechał samochód, że mnie ktoś napadł, że sama miałam wypadek, że coś mi się stało… 5 minut po czasie odbierałam roztrzęsione, zapłakane dziecko. Ten lęk tkwił w nim cały czas – do pracy mnie puszczał bo wiedział, że ja muszę, a on musi do szkoły, ale mówił że co chwilę myśli czy na pewno nic mi się nie stało. Ale do sklepu już szedł ze mną, na ploty chciał chodzić ze mną (co mijało się z celem, bo jego żywioł nie dawał ani posiedzieć, ani pogadać) nie chciał wychodzić z domu, kiedy ja zostawałam.
Potem do tego doszła jeszcze „obsesja”, że ktoś się do nas włamie i nas okradnie – tu podejrzewam, że ktoś coś w niewłaściwym momencie powiedział, a pracująca główka sobie wydumała całą resztę –
kilka razy sprawdzał czy drzwi zamknięte, każdy hałas na klatce – paraliż, dzwonek do domofonu od ulotkarza – to na pewno bandziory sprawdzają, czy jesteśmy w domu…Jak pojechaliśmy w święta do dziadków na obiad, to mimo że uwielbia tam jeździć i wcale nie chciał wracać, to aż płakał, że chce sprawdzić czy nikt się nie włamał. Mało tego przed wyjazdem, po cichu zapakował swoje wszystkie skarby do woreczka, woreczek do pudełka, a pudełko ukrył w łóżku – bo jakby co, to tam nikt szukać nie będzie.
Etap ten trwał jakieś pół roku – nie obyło się bez spotkań z psychologiem, ale na szczęście sytuacja wróciła do normy. Momentem przełomowym była sytuacja, która mogła się rozłożyć całą terapię, a okazała się zbawienna. Głównym bohaterem Starszy brat nie do końca świadomy ewentualnych konsekwencji, a z drugiej strony jak to starsi bracia mają, wykorzystujący każdą okazje żeby młodszemu „pokazać”. Pewnego dnia, a akurat tak się złożyło, że był to dzień kiedy Addik pierwszy raz został w domu sam i w ogromnym napięciu odliczał minuty do umówionej pory mojego powrotu, Starszy brat zapomniał kluczy. Wiedział, że młodszy jest w domu, więc zadzwonił. Addik domofon otworzył, choć nie wiedział kto (jak potem mówił, żeby ten ktoś wiedział, że w domu ktoś jest, bo przypuszczał, że to ten ulotkowy bandzior), ale drzwi już nie. Brat zapukał, ale na pytanie „kto tam?” nie odpowiadał (bo to przecież oczywiste, że on). Kiedy usłyszał zamieszanie związane z próbą dosięgnięcia do wizjera, zirytowany czekaniem, zakrył dziurkę i grubym głosem krzyknął – otwieraj !! i zaczął stukać w drzwi. Ciągu dalszego się nie spodziewał – mały Addik nie wiele myśląc złapał za telefon i zadzwonił na 112 – powiedział panu, że jest sam i się boi, bo ktoś obcy wali do drzwi i chce wejść… Na szczęście zanim skończył rozmowę brat się odezwał po ludzku i obyło się bez interwencji…
Starszy był w szoku, w jakim tempie Addik to załatwił. A wszyscy byliśmy pod wrażeniem bystrości
umysłu w takiej chwili – że wiedział, gdzie szukać pomocy, że znał numer, a mało tego, wybrał 112, bo pamiętał, że ma mało kasy na koncie, a nie wiedział, że 997 też jest bezpłatny.
Nie muszę chyba pisać co mi przeleciało przez głowę, kiedy wróciłam i w drzwiach usłyszałam „tylko się nie denerwuj, ale…” i co, kiedy usłyszałam całą historię :)
Koniec końców ta sytuacja zakończyła sprawę lęków, gdyż Addik się sam przekonał, że wie co robić jakby co :)
Osy i inne owady tez przestały być straszne w podobny sposób - osa go użądliła - zabolało, przeszło – na szczęście uczulony nie jest – lęk minął. Dziś z adekwatnym respektem patrzy jak dziadek eksterminuje szerszenie. Osy i muchy załatwia sam :)
Teraz tradycyjnie trochę wiedzy
Strach i lęk to nie to samo.
Strach jest prawidłową reakcją na określone sytuacje (zagrożenia) i objawia się w określony sposób
(szybsze bicie serca, pocenie, zawroty głowy, czasem reakcje pokarmowe).
Mózg dostaje sygnał - uruchamia mechanizm obronny – włącza opcję walcz albo uciekaj, a kiedy
zagrożenie mija, wciska hamulec i się uspokajamy.
Lęk to reakcja, która nie jest związana z faktycznym zagrożeniem w danej chwili tylko reakcja
wywołana przewidywanym zagrożeniem - myślami o tym, co może się stać.
Każdemu z nas pewnie się zdarzają sytuacje lękowe – kiedy np. zaczynamy myśleć, co się stanie jak nas zabraknie, jak nas zwolnią z pracy, jak mąż odejdzie do innej.
Ale kiedy te myśli zaczynają utrudniać codzienne życie, kiedy stale myślimy o czymś, co się może
wydarzyć i zaburza to nasze normalne funkcjonowanie, cały mechanizm zaczyna szwankować.
Wyczerpują się substancje odpowiedzialne za mobilizację, reakcje pojawiają się w niekontrolowany
sposób. Lęk zaczyna nami rządzić.
U addików nie ma sprawnego systemu kontroli emocji, więc pewnie to jest ten czynnik zwiększający ryzyko.
Najczęstsze postacie patologicznego lęku
Fobia – strach przed określonymi rzeczami/sytuacjami – w tym fobia społeczna
Panika – nagły napad strachu na myśl o tym, co może się zdarzyć
Zaburzenia obsesyjno - kompulsywne – natrętne myśli lub przymus wykonywania określonych czynności w obawie przez wyimaginowanym zagrożeniem (np. ciągłe mycie rąk, sprawdzanie co minutę kurków z gazem)
Zespół stresu pourazowego – najczęściej efekt długotrwałego stresu związanego z nagłym traumatycznym przeżyciem – mimo, że zagrożenie już dawno minęło, nadal jest odczuwane.
Zespół lęku uogólnionego – nieustanne odczuwanie lęku przed czymś nieokreślonym – skupianie się wokół potencjalnych nieszczęść, które mogą nas spotkać.
Tu po raz kolejny wspomnę, że to o czym pisze to są tylko moje doświadczenia i wiedza zdobyta samodzielnie – nie jestem fachowcem. Wśród moich bliskich jednak, akurat zaburzenia lękowe się pojawiały i jeśli ktoś ma z tym problem, to naprawdę niech nie zwleka i idzie do lekarza albo przynajmniej do psychologa – bo samo raczej nie przejdzie, a im dłużej trwa tym bardziej niszczy i tym więcej czasu zabierze powrót do normy. Ale taki powrót jest jak najbardziej możliwy!
Napiszę tylko tyle, że pierwszym krokiem powinno być uświadomienie sobie, że strach to efekt określonych reakcji chemicznej w naszym ciele – zaprogramowany, mechanizm, który uruchamia się w sytuacji zagrożenia. Reakcje, których nie jesteśmy w stanie powstrzymać. Ale reakcja się kończy i strach mija. ZAWSZE. Nie ma innego wyjścia. Cała sprawa rozbija się o to, że nauczyliśmy nasz mózg widzieć zagrożenie w naszych myślach i traktować je jak realne – więc nie ma sensu walczyć ze strachem (reakcją), ale go zaakceptować i zracjonalizować - tak się czuję, bo mój mózg odbiera moje myśli jako faktyczne zagrożenie i reaguje tak jak jest zaprogramowany. To jest prawidłowe zaraz minie.
Trzeba go oduczyć reagowania na myśli – przeanalizować swoje obawy
- czy zagrożenie, którego się boję jest prawdziwe, realne?
- co zrobię jeśli sytuacja, której się boję, się wydarzy?
- czy mogę coś zrobić, żeby jej zapobiec?
A często potrzebna jest konfrontacja - tak jak w przypadku mojego Addika :)
Ale powtarzam – z całego serca polecam współpracę z fachowcami!!!