czwartek, 4 czerwca 2015

nr.1

Mój syn od początku był inny... szybciej wszystko robil, intensywniej przeżywał, czerpał z życia na 110% i wyczerpywał otoczenie równie skutecznie.
Początkowe "sukcesy" cieszyły, budziły dumę  - 4 miesiące usiadł, 9 zaczął chodzić, pierwszym sensownym słowem było "grrrraa" i to rrr zabrzmiało, aż ciarki przeszły...
ale potem zaczęły się schody...

- bo się nie męczył - miał naprawdę niekończące się pokłady energii,

- bo nie działał u niego żaden instynkt samozachowawczy - nie czuł, że zimno, że gorące, że boli,
- bo był "niereformowalny" - można było milion razy pokazywać, tłumaczyć, a on za każdym razem robił coś jakby to było pierwszy raz i za każdym razem równie zaskoczony efektem tych poczynań,
- bo był "niegrzeczny" i absorbujący całość uwagi, nie znosił konkurencji - na żadnym polu.

A przy tym wszystkim błyskotliwy, inteligentny, bardzo rezolutny, często poważny jak na swój wiek, logicznością myślenia zaskakujący nie jednego dorosłego. Czytał mając niespełna 4 latka, 200 elementowe puzzle układał w kilka minut. 
Wesoły i pogodny na zmianę z wrednym złośnikiem. W jednej chwili płaczący z żalu, bo kotek mieszka na ulicy i pewnie mu smutno, a w drugiej ukręcający ogon naszemu. Huśtawki skrajności...radość/rozpacz - euforia/wsciekłość, dokuczający do bólu ale i kochany do bólu...

Potem zaczeło się przedszkole - problem z adaptacją do współżycia w grupie, przestrzegania zasad, zwracania uwagi na innych, wykonywania poleceń...
W międzyczasie rozwód rodziców, z całą traumą z tym związaną (bo on jako jedyny chyba nie umiał wtedy zrozumieć co i dlaczego sie stało) - wywrócenie i tak mało stabilnego, ale jednak znanego życia do góry nogami...
Potem szkoła - to samo co w przedszkolu, a dodatkowo problemy z dyscypliną, wdrożeniem do obowiązków, ogarnianiem tego wszystkiego. Opinie "bardzo zdolny, ale nie wykorzystuje swoich możliwości", "dużo traci przez swoje zachowanie" itp... 
W domu nie lepiej - mi czasami nie starczało ani siły ani cierpliwości - więc nie raz i nie dwa powiedziałam słowa, ktorych nie powinnam. Starszy brat w trudnym okresie dojrzewania nie miał litości dla krnąbrnego małolata - jechał po nim ile się dało - to napędzało mechanizm ekspoldujący - ekspodował i syn i ja... Starszy "bezproblemowy" spychany na boczny tor, ale przecież potrzebujący uwagi tak samo. Ja sama z tym wszystki - pracą, domem, troską o codzienne sprawy i wiecznie w biegu, w ciągłym napięciu... 
Awantury z byle powodu, nakręcane niepotrzebnie i budzące wyrzuty sumienia.... 

Czas przeszły w zasadzie jest tu nie na miejscu - to większość trwa nadal -  syn ma teraz 12 lat. 
W ciągu tych lat zmagałam się z murem niezrozumienia otoczenia - gdyż zdecydowana większość widziała jedno proste rozwiązanie "powinien dostać porządne lanie to się oduczy/nauczy". Z kazdej strony słyszał - ty jesteś nienromalny (resztę łatek sobie daruję)..
Moje uparte poszukiwanie odpowiedzi na pytanie - co jest z nim nie tak? Szkoła dla rodziców, jedna poradnia za drugą i coraz większa bezradność. Bezradność i samotność bo naprawdę w nikim nie miałam oparcia w tej walce. I coraz większe zwątpienie...

Ale w końcu pojawił się przełom - dyrektor dał się uprosić i przeniósł go do innej klasy - trafiliśmy na wspaniałą wychowaczynię, która podpowiedziała gdzie szukać pomocy. I wygląda na to, że w końcu trafiliśmy na własciwą drogę.


Winowajcą w tym wszystkim jest ADD - zespół zaburzeń uwagi.

A blog powstał dlatego, że temat ten jest w Polsce chyba małopopularny i większość osób utożsamia go z "bestresowym wychowaniem" i w zasadzie słyszy się tylko o ADHD. Przyznaję, że ja też pojęcie miałam znikome i wydawało mi się, że dziecko z ADHD to taki trzepak co usiedzieć nie może i wszędzie go pełno. 
A okazuje się, że to jest całkiem poważne zaburzenie o podłożu neurologicznym, przekaładające się nie tylko na ruchliwość, ale na wiele innych waznych aspektów. Raczej trudne do leczenia, wymagające ciągłej terapii, co niestety w naszym kraju najwyraźniej dopiero raczkuje (myślę tu o kilku opiniach z poradni, które wskazywały na objawy, ale nic więcej  - stawierdzały, że to z czym do nich przyszłam to prawda).

Nie mam zamiaru absolutnie silić tu się na jakieś porady eksperckie, ale będę tu pisać o swoich obserwacjach i przede wszystkim dzielić się mądrością zaczerpniętą od amerykańskich specjalistów, gdyż w tym przypadku naprawdę jesteśmy 100 lat za...


Synka mojego będę tu nazywać Addik - stąd mama ADDika.




 




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz