środa, 4 listopada 2015

dzień 4 - list

Niby prosty temat...

W dzisiejszych czasach już nawet rachunki rzadko się zjawiają w skrzynce pocztowej. Zwykłego listu nie dostałam chyba z naście lat. Od czasu kiedy ostatni członek rodziny, z którym koresponduję podłączył się do sieci, sama ich też nie pisuję.

mama Addika ma też drugiego syna. W aspekcie ruchliwości, czasu reakcji i okazywania emocji i ogólnie zachowania zupełne przeciwieństwa. Nie sprawia poważnych kłopotów. Dobrze się uczy. Nie upomina się o swoją część uwagi. Mniej lub bardziej pokornie znosi to wszystko co niesie Adhd. Chociaż jestem przekonana, że ma tego dość, wkurza go i z pewnością chciałby, żebym znalazła cudowny sposób na pozbycie się problemu. I pewnie nie raz pomyślał, że to moje błędy są przyczyną i sam próbował rozwiązać sprawę "po swojemu" burząc niechcąco to, co udało mi się zbudować, za co dodatkowo obrywał ode mnie. Mimo tego, że to on jest spychany w cień, że cierpi wcale nie mniej przez to co się dzieje i ponosi  też niemałe koszty, mimo, że nie mogę mu poświęcić nawet ułamka czasu który mu się należy pewnego dnia, w ramach prezentu dostałam od niego taki LIST, że nawet teraz na wspomnienie ściska mi gardło...
List w którym były słowa, których nigdy nie usłyszałam od tych, od których powinnam je usłyszeć. Słowa, których nie miałam prawa oczekiwać od niego. Bardzo dojrzałe, pełne miłości, wdzięczności i zrozumienia.
I chociaż wcale mi nie gaszą wyrzutów sumienia to jednak podtrzymują na duchu.

Dziś też podglądnęłam posta Maknety, która napisała o książkach.
Ja "Rozmowy w sieci" przeczytałam i bardzo mi się podobały - nie przełknęłam natomiast filmu - zatem Magda - daj książce szansę :)
Czytałam też inną książkę - która jest też zapisem korespondencji - Love, Rosie. Opowiada o niespodziankach jakie serwuje życie, ale również o trudnych ucieczkach o tego, co nam dane i o ogromnych konsekwencjach niedopowiedzeń i niepotrzebnej dumy.
Głownych bohaterów poznajemy jako dzieci i towarzyszymy im przez większość dorosłego życia.
Mimo, że chwilami smutna, chwilami wzruszająca to bardzo pozytywna opowieść :)





4 komentarze:

  1. Widziałam filmową wersję tego filmu i szczerze mnie urzekła :) taka miła przytulna opowieść do obejrzenia w towarzystwie aromatycznego kubeczka czekolady (: Pozdrawiam dla Ciebie i Twoich synów.

    OdpowiedzUsuń
  2. Wzruszył mnie Twój wpis.
    Chyba jestem jedyną w kontrze do lektur Wiśniewskiego.

    OdpowiedzUsuń
  3. Filmu nie dałam rady też obejrzeć.
    A książka za to bardzo mi się podobała.

    OdpowiedzUsuń
  4. Przeczytałam książkę i obejrzałam film - jedno i drugie z przyjemnością. Może dlatego, że w tamtym czasie było to trochę o mnie.

    OdpowiedzUsuń